Dzień 11 - Beskid Niski
Tak jest!!!! Nie wiem jakim cudem ale się udało. Tak naprawdę dopiero po 8 dniu czułem że może się udać. Wcześniej była walka o tylko jeden następny dzień. I następny, i następny. Dziś trasa na 8,5h. Wychodzimy o 9 zostawiając plecaki w pensjonacie w Krynicy. I tak tu wracamy, więc nie ma sensu się szarpać, a przyznam szczerze, że plecy domagały się odpoczynku od pewnego czasu. Tak więc dziś jest jedyny podczas tej wyprawy cheat day. Na plecach 2 wody, softshell i trochę jedzenia. Łącznie 5kg. Tyle co nic. Na Lackową ruszamy szlakiem zielonym, który prowadzi nas do drogi krajowej nr 75, gdzie formalnie kończy się Beskid Sądecki a zaczyna Niski. Tuż przed tą drogą szlak jest piękny i dziki
Następnie kontynuując zielonym wchodzimy na któryś już podczas naszej wędrówki Dzielec
I łapiemy klika fajnych plenerów.
Gdy zielony szlak się kończy mkniemy czerwonym na Lackową. Dosłownie. Tempo jest dziś super, na szczyt docieramy o 12, czyli 1,5h poniżej tempa mapowego. Plecak jednak robi ogromną różnicę.
Sama końcówka podejścia bardzo wymagająca, 160m przewyższenia chyba najbardziej stromymi szlakiem podczas całej wyprawy. Ale bez plecaków idzie super. Planowaliśmy powrót tą samą drogą, ale z racji szybkiego wejścia rozważamy zmianę szlaku powrotnego. Niestety sensowne alternatywy są znacznie dłuższe, nawet jak na dzisiejszą formę, decydujemy się więc jedynie na drobną modyfikację.
Tak naprawdę zobaczyliśmy dziś jedynie fragmencik Beskidu Niskiego, ale już zdążył nam pokazać to z czego jest znany. Piękne leśne szlaki i dzikie ścieżki z kłującymi pokrzywami i jeżynami.
W drodze powrotnej mam mieszane uczucia. Czuję radość, że udało się dobrnąć do celu, ulgę, bo stopy naprawdę dużo wycierpiały i przyda się odpoczynek. Czuję również smutek, bo wakacje się kończą a z tyłu głowy już kołaczą obowiązki zawodowe.
Schodząc nie spieszymy się, jakbyśmy jeszcze przez chwilę chcieli zatrzymać czas....
Do pensjonatu docieramy 16.30, czyli po 6,5h. Myjemy się przed podróżą, po raz ostatni napełniamy butelki wodą z górskiego źródła
Udajemy się na pożegnalny obiad i obiecaną dawno temu porcję lodów.
Na dworzec w Krynicy docieramy 18.45, pociąg do Krakowa odjeżdża o 19.09. Przed północą będziemy w Krakowie. Tam mieliśmy mieć godzinę do przesiadki, ale niestety wszystkie bilety wyprzedane, więc poczekamy 5 godzin. Trudno. Mała cena za plecak pełen wspomnień, który zabieram do domu...
Dziś liczby takie:
Kończy się ostatni dzień wyprawy, ale nie kończy się blog.
Śledźcie nas jeszcze przez kilka dni, opiszemy ciekawe osoby, które poznaliśmy podczas wycieczki, napiszemy gdzie można fajnie zjeść no i oczywiście podsumujemy wyprawę.
Ostatni meldunek z trasy Krzysztofa:
Mamy to! Brawo my!
Dziś znowu bez spiny, śpimy jak bezrobotni na wakacjach - do 7.30 😜
Początkowo były plany pobudki o szóstej, żeby wyrobić się na wczesniejszy pociąg. Ostatecznie zwyciężyło zamiłowanie do spania (czy kogoś to dziwi? 😂). W efekcie przed dzisiejszą trasą zyskujemy półtorej godziny snu oraz w gratisie pięć godzin snu na dworcu w Krakowie. Ale się wyśpimy! 😁
Wychodzimy na szlak o dziewiątej. Pogoda dopisuje. Szlak mało uczęszczany, w dużej części prowadzi lasem, ale zdarzają się otwarte nasłonecznione przestrzenie, więc wypatruję żmij 😉. Chwilami przedzieramy się wąską ścieżką, a wokół zielsko sięgające ponad głowy, w tym wyjątkowo mocno parzące pokrzywy. Później las wyglądający jak w filmie o partyzantach, potok, który trzeba przekroczyć skacząc po kamianiach, więc jest różnorodnie.
Uskrzydleni wizją bliskiego finału szybko pokonujemy kolejne kilometry. Spowalnia nas dopiero podejście na Lackovą. Ale sciana! Stromo jak diabli i do tego nie widać końca tej stromizny. Momentami wdrapujemy się na czworakach. Jak dobrze, że dziś idziemy bez dużych plecaków, mamy tylko wodę, żarcie i awaryjnie coś na grzbiet, więc dużo lżej.
Na szczyt docieramy około dwunastej, więc było super tempo. A więc udało się! Zrealizowaliśmy plan! Brawo My! Jestem szczęśliwy, ze mogłem w tym uczestniczyć.
Mamy dużo czasu żeby wyrobić się na pociag. Wracamy prawie tą samą drogą, czyli na początek stromizna w dół. Trzeba bardzo uważać, ale już nas nic nie zatrzyma. Chwilami nastrój przygasa. Myśli krążą wokół spraw czekajacych na nas po powrocie. Żal opuszczać beztroskie góry...
Przed pociagiem spokojnie załatwiamy prysznic, zakupy na długą drogę, obiad i lody.
W budynku dworca toaleta - czynna jak widać. Normalnie Bareja 😂😂
Pociąg już na nas czeka, ale okazuje się, że jednego z miejsc widniejacego na naszym bilecie, fizycznie nie ma. Wolna przestrzeń, w miejscu gdzie powinien być fotel nr 63...
Co jeszcze czeka nas po drodze? 😀