Ludzie ludziom zgotowali ten los
W górach spotykasz wielu ludzi. Kilkoro z nich pewnie zapamiętasz już na zawsze. I o nich będzie ten wpis.
1. sobowtór
Pierwsze zdjęcie zrobione podczas wyprawy
Nigdy nie byłem w Szczyrku, ale widać moja sława dotarła aż tu, skoro doczekałem się swojej podobizny😉
2. GSB
Spotkaliśmy mnóstwo ludzi, których celem było przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego. Pierwszego śmiałka w schronisku Markowe Szczawiny. Wymieniliśmy kilka praktycznych wskazówek, znów nauczyłem się czegoś nowego, niestety imionami się nie wymieniliśmy 😊
3. Rambo
Chyba najbardziej mistyczna postać tej wyprawy. W okolicach Przełęczy Malinowe w Beskidzie Żywieckim spotykamy około 55 letniego mężczyznę w lekko podartym na tyłku moro, paczką kabanosów wystających z kieszeni. Bez zegarka, mapy, telefonu (lub z rozładowanym). Pyta jak daleko do najbliższego schroniska (Też robi GSB). Będzie ponad 2h. Idzie z Turbacza!!!, czyli ma za sobą już 12 godzin wg mapy!!! Jakie jest jego drugie pytanie? Czy w schronisku jest piwo i po ile 😂
4. Gospodyni z Jordanowa
Podzieliła się z nami zapasami, które zrobiła dla siebie na 'długi weekend'. Woda, chleb i coś na kanapki pomogły bardzo. Dziękujemy
5. Ekipy z Jordanowa
Przy śniadaniu spotykamy dwóch chłopaków około 30 letnich i dwie panie około pięćdziesiątki. Obie ekipy robią GSB. Te drugie wlewają nadzieję w serce, że wiek, płeć czy inne teoretycznie ograniczenia tak naprawdę są bez znaczenia przy odpowiedniej determinacji. Chłopacy za to ochrzcili nasz namiot mianem 'koła ratunkowego' i opowiedzieli kilka historii z naprawdę długich wypraw. Obie ekipy skorzystały z podwózki do centrum więc taka wyprawa się nie liczy 😂
6. Mikołaj z Bacowki na Wierzbanowskiej
Do chatki dotarliśmy już po zmroku. Nie wiedzieliśmy czego się tam spodziewać. Czy będzie tłum? A może miejscówka będzie zdewastowana i zafekaliowana? Było idealnie. Trafiliśmy na rozpalone już ognisko i przygotowane drewno. Mikołaj 'oprowadził nas po chatce' i opowiedział mnóstwo ciekawych historii. Dał też kilka cennych rad odnośnie sprzętu. Dzięki stary. Trzymam mocno kciuki za tego ratownika medycznego z Tarnowskich Gór.
7. Dziewczyny z grzybicą 😉
W bazie namiotowej polana wały spotykamy sporo osób, ale najbardziej w pamięć zapadają dwie opiekunki bazy. Trochę pogadaliśmy i naśmialiśmy się sporo podczas gry w państwa i miasta. Naszą ulubioną kategorią byly: choroby. Duże pozdro👍
8. Ekipa z bazy namiotowej Gorc
Na ten temat zapewne więcej powie Krzyś. Hrabia prawdopodobnie będzie najszerzej przez niego opisywaną postacią. Grupa 60 latków przejeżdżającą co bazy od lat. Dużo wspomnień. Bardzo fajna bazowa. Dzięki za rozmowy o fizyce przy ogniu
9. Mariusz spod Piwnicznej
Schodzę do Piwnicznej Zdrój z rozładowanym telefonem. Poza mapą mam w nim adres noclegu. Jeśli nie włączę telefonu nie dowiem się dokąd mam iść. Dochodzę do jakichś zabudowań. Chciałem zadzwonić do pierwszego przydrożnego domu, jednak skutecznie odstraszają mnie psy. Obszczekują mnie jeszcze jakieś 500m. Gdy wreszcie odpuszczają dzwonię do jakiegoś domu. Pytam chłopaka o możliwość podładowania telefonu. Zgadza się, zabiera telefon do środka. Po chwili wychodzi jego chrzestny - Mariusz. Pyta skąd jestem. Okazuje się że pracował kiedyś w Tczewie na zleceniu. Cały czas powtarza że ma stamtąd piękne wspomnienia. Nie mam odwagi pytać jakie😉. Przez 5min ładowania telefonu zaprzyjaźniliśmy się na tyle że koniecznie chciał mnie podwieźć. Bardzo ciężko było mu wytłumaczyć, że to jest wbrew idei tej wyprawy. Pomijam fakt że był po kilku piwkach 😂. Świetny gość 👍
10. Rodzina zastępcza
Większość trasy z Krościenka do Szczawnicy pokonujemy w towarzystwie około 40 letniego małżeństwa z 10 letnią córką. Gdy docieramy do promu (niedługo przed ostatnim kursem) zastanawiamy się, czy w związku z Covid będziemy mogli płynąć razem na Łodzi (czy nie muszą być wszyscy z jednego gospodarstwa) . Pytam więc państwa czy na czas podróży nas nie adoptują. Zgadzają się bez zastanowienia. Dzięki mamo, dzięki tato 😉
10. Stróże prawa z centralnego.
Na koniec perełka. Wpis, który powinien znaleźć się w opisie ostatniego dnia, jednak ten został opublikowany koło 20-tej, a ta historia wydarzyła się tuż po północy. 23.50 wylądowaliśmy na dworcu głównym w Krakowie. Plan był prosty. Wyjąć śpiwór i matę i przespać się na ławce peronowej (mieliśmy 5h do przesiadki). Niestety ławki peronowe miały poręcze 'co miejsce' i nie dało się położyć. Weszliśmy więc do budynku dworca i tam znaleźliśmy ławkę. Śpiwór był niepotrzebny. Covid'owa maseczka posłużyła jako opaska na oczy zasłaniając dworcowe światła...
Po budynku kręciło się 2 policjantów. Dalsza historia to już film Barei.
Panowie podchodzili do śpiących na ławkach i....
'Można leżeć, ale buciki zdejmujemy' - tu akurat się zgadzam
'Czy Pan czeka na pociąg? Proszę pokazać bilecik. Nie ma biletu? Nie można leżeć na ławce. Proszę opuścić dworzec.' Na koniec dodają z troską : 'Niech Pan idzie spać na dworzec PKS-tu obok'.
Ustawiamy budzik na 4.30. I wtedy dzieje się coś niesamowitego. Panowie podchodzą kolejno do wszystkich leżących:
'Wstajemy. Jest wpół do piątej. Nie wolno już leżeć. Proszę usiąść. Nie leżymy, siadamy' Dżizas. Kto wymyślą takie reguły ? Na ławce dworcowej mogą leżeć tylko osoby z ważnym biletem, i tylko w godzinach 23.00-4.30. Jakoś tak pewnie to brzmi. Trzeba mieć polot, żeby wymyślić takie zasady.
Długo zapamiętam irracjonalność tych panów, choć w głębi serca współczuję im roboty.
A kogo i w jaki sposób zapamięta Krzychu?
Niektórzy mówią, że jesteś tym, co jesz.
Może to prawda, jednak ja bardziej skłaniam się ku teorii, że każdy napotkany przez nas człowiek pozostawia w nas jakiś ślad, czasem większy, a czasem prawie niewidoczny. Te ślady jakimś cudem potrafią wpływać na nas, na nasze życie, na to kim jesteśmy i jacy jesteśmy.
Kto przez te kilka dni zostawiał na nas swoje ślady?
1. Pełen luz...
Pociąg Tczew - Katowice, gęsto zaludniony. W przedziale juz 6 osób. Na górnych relingach brak miejsca na mój plecak, musi zostać na korytarzu. Na moim miejscu przy oknie śpi jakiś człowiek, a w zasadzie półtorej człowieka, zajmujace dwa miejsca. Czy też muszę zostać na korytarzu? Inny pasażer robi mi miejsce przy drzwiach. Siadam, dziękuję i rezygnuję z pomysłu budzenia śpiocha. Po chwili próbuje zrobić to konduktor, ale mimo starań kiepsko mu idzie. Czy on nie żyje? Przestraszyłem się na serio. Udało się! Żyje, ale mocno wczorajszy. Długo stara się ogarnąć i odnaleźć bilet. Potem błyskawicznie zasypia. Teraz nikt nie ma watpliwosci że żyje, bo chrapie tak, że z sasiednich przedziałów ludzie zaglądają co się dzieje i parskają śmiechem. Przez następne kilka godzin na zmianę chrapie, albo wychodzi na korytarz na fajkę. Nie przejmuje się, ze wagon dla niepalących (są jeszcze w ogóle dla palacych?), ze zajmuje nie swoje miejsce, ze spod zbyt ciasnego, przepoconego T-shirt - a wylewa sie z każdej strony to, co nie miało szans zmieścić się pod nim. Ogólnie pełna zlewka na otoczenie. Trochę mi go żal...
2. Czystość przede wszystkim...
Skrzyczne. Na szczycie sporo turystów. Wśród nich rodzinka z dwójką około dziesiecioletnich chłopców. Jeden z nich próbuje usiąść. Reakcja matki jest blyskawiczna: "nie siadaj na tym okurzonym!!!". Biedne dziecko - pomyślałem. Po chwili mama ustawia się do zdjęcia przy tabliczce z nazwą szczytu. "Zrob mi zdjecie z tymi kołkami!" - wola do mężczyzny. Na tą komendę posłusznie podbiegają do niej chopcy. Chciałbym wierzyć, ze "te kołki" to kije, które trzymają dzieci, ale mam wątpliwości...
Dzięki Ci Boże, że mieliśmy wspaniałych i normalnych rodziców...
3. Po ile mają piwo?
Czwartego dnia około siedemnastej spotykamy ciekawą postać. Z daleka trochę wyglądał jak bezdomny. Dopiero z bliska i po krótkiej rozmowie okazuje się, że to poskramiacz czerwonego szlaku. Starszy od nas, ubrany w moro (a było gorąco), z kieszeni spodni wystaje otwarta paczka kabanosów, na grzbiecie plecak- nieco mniejszy od naszych, w ręku mała butelka wody. Pyta o godzinę, więc nie ma zegarka ani telefonu, pyta o najbliższe schronisko, więc pewnie nie ma też mapy. I w tym momencie pada chyba najważniejsze dla niego pytanie: "a po ile mają piwo w tym schronisku? Bo na Turbaczu cholernie drogie, po dwanaście!". Z trudem powstrzymujemy śmiech. Ale poza tym wielki szacun. Gość idzie dziś od piątej rano! A jeszcze kawał drogi przed nim! Szczerze mówiąc ta informacja dodaje mi sił, których już mi brakowało. Skoro on daje radę taki kawał drogi i tyle czasu...
Z całego serca życzę mu powodzenia w jego wyprawie. I niech mu będzie dane napić się piwa we wszystkich schroniskach świata.
4. No to co mi nic nie mówi?!! Trzeba mówić!
Czekamy na nasz obiad w schronisku.
Do okienka podchodzi klientka, która chce zaopatrzyć się w piwo na drogę. Obsługująca pani podaje piwo, jednocześnie automatycznie otwierając kapsel.
- ale ja chciałam na wynos, zamknięte piwo...
- no to co mi nic nie mówi!?!! Trzeba mówić!!! Skąd ja mam to wiedzieć?!! - prawie wrzeszczy na nią kobieta zza lady.
Myślę sobie - przemęczenie? Gorszy dzień? Czy może taka natura?
5. Głodnego nakarmić...
Nocleg w Jordanowie. Niestety docieramy tam głodni i bez prowiantu. Gospodyni (chyba pani Urszula, bo takie imię było w nazwie pensjonatu) robi nam smaczną i pożywną obiadokolację.
Niestety okazuje się, że rano nie zaopatrzymy się na dalszą podróż w sklepie, bo święto. Pani Urszula serwuje nam pyszne, obfite śniadanie, możemy też zrobić sobie kanapki na drogę i dostajemy dwie duże wody. Jestesmy uratowani!
Dziękujemy
6. Dobry gospodarz
Piątego dnia nocujemy w Bacówce na Wierzbanowskiej Górze. Docieramy na miejsce po ciemku, po drodze zastanawiając się co zastaniemy na miejscu, czy będą tam warunki, żeby się przespać, kogo tam spotkamy...
Kiedy odnajdujemy "naszą" chatkę wita nas Mikolaj. Przyjechał tu sam, na motorze. Widać, ze cieszy się, ze nie będzie nocował sam. Chatka jest oddalona od szlaku, na odludziu, więc samemu trochę strach. Mikołaj już po przywitaniu robi na nas dobre wrażenie. My też cieszymy się z towarzystwa, zwlaszcza, że Mikolaj jest tu nie pierwszy raz, wiec przejmuje rolę gospodarza. Rozpalił i pilnuje ogniska, oprowadza nas i opowiada o naszym noclegu. Siedzimy przy ognisku, rozmawiamy, opowiadamy, nic nie wskazuje na to, że widzimy się pierwszy raz.
Mikolaju pozdrawiamy!
7. Hi hi hi, mamy też prysznic...
Baza namiotowa Polana Wały. Pierwszy raz nocujemy w takim miejscu. Przychodzimy tu około dwudziestej, więc zdążymy za widnego rozbić namiot. Wita nas wesoła gospodyni. "Oprowadza" nas po terenie bazy, hihocząc przy tym, jakby ją ktoś łaskotał.
- tam możecie rozbić namiot hi hi, tam jest toaleta hi hi, tam myjnia hi hi, a tu ognisko. Idźcie się rozbić póki widno, a potem pokażę wam resztę i załatwimy formalności hi hi.
No to idziemy się rozbić. Potem szybko na myjnię, czyli ustronne miejsce przy strumyku, z wodą ze szlaucha. Jest już prawie ciemno, więc wieszamy i rozkładamy wokół latarki. Nastrojowo, ale niestety trochę zimno, więc szybko się myjemy. Potem idziemy załatwić formalności.
- hi hi, mamy tutaj też prysznic!
W ramach zemsty po kolacji ogrywamy gospodynię i jej koleżankę w "państwa i miasta". Na rewanż niestety nie możemy sobie pozwolić, bo wcześnie rano pobudka.
8. Na styku dwóch nieskończoności.
Baza namiotowa Gorc. Tu poznaję Hrabiego (w zasadzie już w drodze). Podobno to tylko ksywka, ale nie zdziwiłbym się, gdyby rzeczywiscie był hrabią. W bazie gra pierwsze skrzypce. W trakcie pobytu dowiaduję się, ze Hrabia jest naukowcem - fizykiem jądrowym, autorem książek o programowaniu, ale też podróżnikiem i badaczem ludów Oceanii. Przy ognisku opowiada małemu chłopcu o kosmosie, atomach, ogniu i innych ciekawych rzeczach. Chłopiec słucha z zaciekawieniem, ale nie tylko On, my również. Jestem pod wrażeniem jego wiedzy. Poleca nam też widowisko muzyczno naukowe "Na styku dwóch nieskończoności", którego jest współautorem i narratorem. Niesamowity gość.
Dodaj komentarz