Dzień 1 - Beskid Śląski
Dziś nocleg w pensjonacie i oczekiwanie na Krzysia. Od samego początku sprawy układają się nie po naszej myśli, bo pociąg spóźnia się ponad godzinę. W trasę ruszamy o 10.10 zamiast 8.30. To poniekąd determinuje nam dzisiejszy nocleg, bo na 100% nie zdążymy już do Czernichowa. Pozostaje mieć nadzieję, że schronisko na Magurce nas przygarnie, bo nie mogę się tam dodzwonić. Ze Szczyrku wchodzimy zielonym szlakiem na Skrzyczne. Na szczyt docieramy ok. 12 czyli nieco szybciej niż wskazuje mapa.
700m przewyższenie na odcinku 5km dość mocno weryfikuje formę. Nie jest źle. Wracamy tym samym szlakiem. To co rzuca się w oczy to mnóstwo paralotni.
W Szczyrku obiad, który zabiera nam prawie godzinę czasu (oczywiście nie jedzenie tylko oczekiwanie)
i dalej ruszamy w kierunku Beskidu Małego.
Niebieskim, czarnym a następnie żółtym szlakiem dochodzimy do Wilkowic. Chwilę wcześniej zaprzyjaźniamy się z fajną ekipą
Nie będę Wam tu marudził, że mniej więcej od szóstej godziny wędrówki doskonale wiem, że brak przygotowań będzie kosztował słono. W ruch poszły też pierwsze plastry na odciski. Nauczony doświadczeniem sprzed roku - dmucham na zimne.
Z Wilkowic szlak zielony prowadzi do Schroniska na Magurce. Ostatnie 500m przewyższenia cierpię, ale widzę, że Krzyś jeszcze bardziej. Najdziwniejszym momentem dzisiejszego dnia jest spotkanie kolesia na motorze crossowym na dość stromym szlaku. Na początku pomyślałem, że jakiś idiota , ale jak się później okazało pan pomagał goprowcom, którzy dostali zgłoszenie o zlamamej nodze na zielonym szlaku. Pan jechał z góry, my szliśmy z dołu. Nie znaleźliśmy rannego. Dziwna sprawa.
Zza drzew przebija zachodzące słońce
Chwilę po 20 lądujemy w schronisku na Magurce
Mała nagroda
I szykujemy się na jutrzejszą walkę. Dziś było tak
Trasa zajęła nam po odliczeniu czasu poświęconego na obiad 8h i 50 min. Mapa pokazywała 9h i 10 min, także tempo było ok, zwłaszcza dużo zyskiwaliśmy na podejściach.
Krzysiu ten dzień widział tak:
LENISTWO - główny motor napędowy, popychający ludzkość do postępu, ktory z kolei znacząco poprawia komfort życia i samopoczucie czlowieka. Idąc tym tropem postanowiłem być sprytny oraz wykazać się odrobiną lenistwa i zostawilem swoj ciezki plecak na starcie w restauracji. W zamian za przechowanie mojego bagażu obiecałem, ze wracajac z góry zjemy tam obiad. Plan wydawał się idealny. Po pierwsze zdobycie Skrzycznego nie kosztowało mnie dużego wysiłku. Po drugie smaczny obiad. Po trzecie w nagrodę za "szczytowanie" zimny browarek. Ale niestety, nie ma nic darmo. Po pierwsze - stracilismy w restauracji godzinę. Po drugie koszt, ktory nie bardzo pasuje do wyjazdu niskobudżetowego. Ale cóż to wszystko znaczy przy perspektywie wyruszenia w dalszą drogę wypoczętym, najedzonym, rześkim i pokonania reszty dzisiejszej trasy w podskokach jak kozica!
Czy plan się powiódł? NIE! Stanowczo NIE! Nie udalo się oszukać przeznaczenia. Dotarłem do mety resztkami sił. Kto to w ogóle wymyślił, żeby wytyczać szlaki górskie w górach??!! I to jeszcze pod górkę na finiszu!!!
Na pocieszenie nocleg w pokoju w schronisku. Kolejny gwóźdź do trumny niskobudżetowej wyprawy, ale co tam, zasłużyliśmy.
Jestem bardzo zmęczony, ale też zadowolony z dzisiejszego dnia.
Do uslyszenia (przeczytania) jutro 😉
Dodaj komentarz